Kilka lat temu niespodziewanie jakoś narosła we mnie wena do pisania, czego owocem był ten dosyć drobny i nietypowy artykuł "Pesymizm vs optymizm" który pomimo wieku i wiedzy wyszedł mi zaskakująco ciekawie. Całkiem odmienne a jestem w stanie nawet rzec odwrotne poglądy na dobrze wszystkim znany temat nawet teraz budzą we mnie pewien rodzaj zaskoczenia przeplatającego się z ciekawością w jak nietypowy sposób można zmienić swój punkt widzenia na zjawiska dla których nie poświęcamy w ogóle czasu, jak to wszystko co nas otacza jest interesujące i tajemnicze. Ostatnio naszła mnie chęć po raz kolejny przypomnienia sobie tych kilku zdań jednak nie byłem w stanie odnaleźć tekstu. Po chwili zastanowienia i kilkunastu minutach poszukiwań jednak odnalazłem tekst i od razu wrzucam go tutaj aby uniknąć w przyszłości takich problemów :)
" Wiele się słyszy o tym, że pesymizm szkodzi na psychikę co powoduje
choroby, a nawet wcześniejszą śmierć. Ile w tym jest prawdy? Tego nikt
nie powie oficjalnie. Zaintrygowany wynikami badań o niby zdrowym dla
życia optymizmie wgłębiłem się w ten temat i muszę przyznać, że owoce
tego są zaskakujące.
Wiele osób przekonywanych jest o spoglądaniu na
świat przez kolorowe okulary, dzięki temu niby będziemy zdrowsi,
szczęśliwsi i ładniejsi. Ale czy zawsze to nam pomoże? Nieuniknione w
życiu problemy niby znikają w morzu pozytywnych myśli, ale czy wystarczy
tej wody na całe życie? Prędzej czy później przy kolejnym już ciężkim
ciosie nawet w najsilniejszym wszystko to padnie i optymista popadnie w
chorobę psychiczną. Ale przecież to takie bezsensowne gadanie. We
wszystkim są jakieś wady. Dajmy pesymizm. Przecież on niszczy człowieka
oraz jego otoczenie swoją złą energią. Niby wywołuje choroby, prowadzi
nawet do wczesnej śmierci naturalnej. Ale czy ktoś kiedyś nie analizował
jak pesymista radzi sobie ze wszystkim co życie rzuca mu pod nogi?
Oczywiście wszystko w przesadnej ilości jest mocno szkodliwe, więc w
każdym przykładzie podanym dajmy na to pesymista i optymista będzie na
poziomie umiarkowanym, ograniczając się tylko do codziennych drobnych
elementów (bez snucia o śmierci, bólu, biedzie). Pesymistycznym
nastawieniem jest unikanie przywiązania do czegokolwiek, gdyż prędzej
czy później człowiek to utraci. Z perspektywy optymisty opcja utraty
jest brana pod uwagę ale człowiek korzysta póki może. W takim przypadku
jeżeli czymkolwiek jest rzecz, to optymista tutaj zyskuje, ale jak już
chodzi o człowieka, członka rodziny, jak to wygląda? Biorący pod uwagę
śmierć ale cieszący się pełnią optymista mocno ucierpi psychicznie przy
braku tego, ale z uwagi na jego "zarażenie" sposobem myślenia w końcu
wyprze ból i nadal będzie żył spokojnie, lecz już z niemałym
uszczerbkiem. Dajmy teraz pesymistę, który gotowy był na utratę. Jego
całe te wydarzenie nie dotknie tak głęboko. W końcu jego psychika jest
przyzwyczajona do pesymizmu życiowego. Dla łatwiejszego pojęcia; mamy
domyślną temperaturę 10*C. Człowiek gorący (optymista) przy spadku do
-10* mocno to odczuje, zaś człowiek zimny 0* odczuje również zmianę, ale
już mniej. Wracając do psychiki pesymista zyskuje również na gotowości
do czegoś złego co wydarzy się w jego życiu, co jeszcze bardziej obniża
siłę bólu.
Kolejne przykłady są bardzo podobne do powyższego, więc
przejdę od razu do sensu. Otóż jak na samym początku wspomniane było,
człowieka optymistycznego i pesymistycznego można przedstawić jako mur
(wybaczcie, ale przedstawiając sytuacje mam większą pewność, że mnie
ktoś zrozumie jeżeli posłużę się prostym porównaniem do prostego
elementu z otaczającego nas świata) . Pierwszy jest wielkim murem, za
którym wszystko kwitnie, jest szczęśliwe. Ale po wielu atakach na niego,
z czasem padnie, a wszystko to, co było po jego chronionej stronie
stanie na wprost z trudnościami do których przyzwyczajone nie było.
Walka oczywiście będzie, ale nagła zmiana typowego cyklu wydarzeń
przechyli szale zwycięstwa na agresora. A teraz spójrzmy na dziurawy
mur, który nie padł, ale i też do końca nie chroni przed zagrożeniami.
Wszystko co jest za nim rozwija się powoli i dokładnie. Atakujące zło
sprawia kłopot, ale przyzwyczajeni do tego obrońcy radzą sobie. Barwy są
szare, ale życie nadal w głębi istnieje. Niby zwykłe porównanie, ale
gdyby miała wybuchnąć wojna... może przesadziłem trochę, dajmy na to
grubszy, wewnątrzpaństwowy konflikt (wiem wiem, takie snucie bez sensu z
serii "co by było gdyby" może wydawać się głupie, ale w końcu na
wszystko trzeba być przygotowanym. Osoby atakujące takie rozmyślania, są
z reguły optymizmami, czerpiącymi wszystko co się da z życia. Nie
przyznają się do tego albo o tym nie wiedzą ale wynika to z obawy przed
jutrem). Nagłe załamanie rutyny, ilości źródeł pozytywnej energii
spadają na łeb na szyję, większa i już otwarta obawa przed jutrem a
niekiedy przed własnym życiem. W takich momentach nic nie pozostaje
tylko schować się do swojego pięknego świata w głowie bądź desperacko
szukać wyjścia z sytuacji, źródła wiary co może doprowadzić do szału.
Ale to już można powiedzieć stereotyp reakcji ludności na taką sytuacje.
A jak jest na prawdę? Dzieląc osoby na pesymistów i optymistów, liczba
tych drugich, którzy poradzą sobie, i przestawią się na takie
funkcjonowanie będzie znikoma. A pesymiści? Jak sobie poradzą? niby "Kto
nie ma odwagi do marzeń, nie będzie miał siły do walki" ale czy prawda
nie kryje się pod: "Ten, któremu starczy odwagi i wytrzymałości, by
przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk
światła"? "
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz