niedziela, 20 kwietnia 2014

Zdrowe odżywianie i masa bzdur w internecie. Szczera opinia żywieniowca.

Zacznijmy na samym początku mocnym kopem. Wszelka wiedza jaką teraz tu przedstawię pochodzi z popularnych artykułów, stronek, blogów jak pierwszych proponowanych przez wyszukiwarkę. A więc twój styl odżywiania się jest niezdrowy! Herbata wysusza, traktowana jako używka uzależnia, pobudza nas przez co po odstawieniu jej możemy czuć się ospali (szczególnie herbata czarna). Wszelkie barwniki i inne badziewia szkodzą naszemu zdrowiu. Kawa? Wywołuje nadpobudliwość szkodzącą koncentracji, sprzyja atakom serca, uzależnia również. A więc może soki? Substancje szkodliwe które w większych ilościach źle wpływają na zdrowie. Alkohol w ogóle zabija nasz organizm nawet w małych dawkach, napoje gazowane to nakręcające cukry a i gaz źle wpływa na jelita i żołądek. A więc pijmy zwykłą wodę. Tylko nie przegotowaną bo kamień, a przesączaną przez drogie filtry.
Z jedzeniem jest jeszcze ciekawiej. Zwykły chleb razowy jest odradzany, w tym miejscu na zdrowie wyjdzie nam ziarnisty kombinowany im dziwniejszy i droższy tym zdrowszy. Fast foody to śmierć i otyłość, to samo mrożonki, tłuste domowe jedzenie przeciąża nasze wnętrzności i powoduje otyłość z kolei wszystko chude utrudnia przyswajanie niektórych witamin rozpuszczalnych w tłuszczach. Wegetarianizm to śmierć naszych mięśni (Białko!!!). Miód kiedyś odgrywał rolę trucizny (to mnie zaskoczyło kiedyś, dobrze pamiętam), słodycze niszczą zęby i złudnie zaspakajają głód. W sumie najzdrowszymi produktami które nam nie zaszkodzą to mleko, w odpowiednich ilościach sery, ryby, warzywa, odpowiednio dobrane mięso gotowane lub przyrządzane jakkolwiek z małą zawartością tłuszczu. Choć i tak teraz mięso zwierząt rzeźnych a dokładnie jego jakość jest niezbyt przyjazna dla zdrowia (Chyba że dla kogoś wąsy u kobiet nie są niczym dziwnym :P)
Do czego ja zmierzam? Ludzie od wielu lat jedli to co mięli i nie było aż tak wielkich problemów. Aktualnie szerokie pojęcie o wadach i zaletach każdego produktu czyni z pożywienia nie źródło dobrego smaku i zaspokojenie głodu a dostarczenie w odpowiednich ilościach minerałów, witamin itd. Odpowiednie nawyki żywieniowe są bardzo ważne... kiedyś podstawą było wszystko naturalne, aktualnie widząc osoby które przez cały dzień ciągną na napojach gazowanych i pustakach typu chipsy, krakersy, same bułki, pizzerki to nie dziwię się problemów zdrowotnych. Chcę jednak zwrócić wam uwagę na coś ważnego. Media, internet i wszelkiej maści wieści o zdrowotności dań to kłamstwa autorstwa konkurencji - w przypadku e-papierosa nie dowiemy się prawdy bo wszelkie wieści o tym, że e-fajka szkodzi to akcja producentów zwykłych kiepsonów którzy przez nią wiele tracą. Innym przykładem są nowe produkty o zawyżonej cenie, które krytykują te tańsze jako mniej zdrowsze. Jak już wcześniej wspominałem kombinowane chleby, czy soki wzbogacane witaminami lub napoje gazowane z minerałami (sodówki).  
Dochodząc do końca wywodu, szczerze odradzam wszystkim kierowanie się opinią publiczną, najnowszymi badaniami i wymysłami. Wiecie w końcu jak jest z badaniami? Naukowce macie tutaj kaskę i dowiedźcie mi że ten produkt w jakikolwiek sposób szkodzi i rozdmuchajcie to.
Czytajcie opisy na etykietkach, kierujecie się gustem i doświadczeniem, próbujcie nowych rzeczy. Wychodzę z założenia, że w zestawieniu z niektórymi obiadami kebeb wychodzi nam na zdrowie! Chleb - węglowodany, surówka - witaminy i mięso... z nim różnie bywa. Zależy już od źródła. Tak czy inaczej nikt mi nie powie, że mielony i frytki są od tego zdrowsze ;)
W tym przypadku ciśnie mi się na idealny przykład alkohol i papierosy. Że niby pierwsze powoduje raka trzustki i inne poważne problemy, zaś papierosy raka płuc. Ile ja bliskich mi osób znam/znałem, gdzie jedni palili od zawsze i w podeszłym już wieku nawet 80 lat palili nadal bez uszczerbku na zdrowiu. Inna osoba zaś, która nie tykała się nigdy obu wymienionych rzeczy boryka się z rakiem czy innym cholerstwem. Ostatnio nawet rzuciła mi się w oczy nowina - "Szok! Coraz więcej osób nie mających styczności z papierosami choruje na raka płuc". Tak samo jest z żywieniem. Choć tutaj działa zazwyczaj efekt placebo, gdzie stosuję dobrą dietę i jestem przekonany, że ona pozytywnie wpłynie na moje zdrowie. A że jestem pozytywnie nastawiony do tego, to i tak mój organizm reaguje.

A więc odżywiajcie się mądrze, olewając wszelkie nowiny i wynalazki odnośnie zdrowotności produktów. Porzućcie myślenie "Ktoś mi powiedział że to szkodzi, więc tego nie ruszę" bo każdy produkt ma swoje wady i zalety. Grunt to urozmaicenie i odpowiednie ilości :)

niedziela, 23 marca 2014

3 dni... do wieczora...

Przyznam się wam do czegoś. Jestem kimś, kogo styl życia ma słabość do popadania w skrajności. Okres letni mogę spędzić na codziennym treningu, odpowiedniej diecie i najzdrowszym trybie życia, aby później stać się codziennym imprezowiczem z tragicznymi zwyczajami żywieniowymi, marnotrawiąc czas przed komputerem. Jednak przy największym dole uświadamiam sobie problem i znów wracam na dobrą ścieżkę. Taki okres mam właśnie teraz...  Piszę ten artykuł aby zmotywować siebie oraz przy okazji zachęcić innych do zabawy ;)
3 dni... do wieczora... to system nie tyle samorozwoju co motywacji i nagłej zmiany podejścia. Słuchając o nim wykładu przypominają mi się wspaniałe słowa "Today i will do what others won't... so tomorrow i can do what others can't". Dosyć często łapię się na głupim - od jutra biorę się za siebie. Oczywiście następnego dnia o wszystkim zapominam. Wprowadzam swoje stare sposoby czy też nowe o których gdzieś wyczytałem, ale wciąż czegoś mi brakuje. Kiedy chwyci mnie lenistwo, dojdzie przemęczenie i ciężko jest ruszyć się i wziąć za coś, szukając usilnie usprawiedliwień i wymówek, nadchodzi... no właśnie. Technika ta została lekko podrasowana przez moje doświadczenia z kilku lat prób i przeszło roku pisania tutaj :)


Wiele systemów samorozwoju zapomina o ważnym elemencie, jakim są namacalne, naoczne dowody naszego progresu. Zdecydowana większość osób po prostu wymięka po kilku dniach nie mając ewidentnie czarno na białym udowodnionego jak wiele osiągnęli. Na początku więc napisz listę rzeczy na których Ci zależy. Najlepiej zacząć ją od prostych kroków "choć raz wyjdę pobiegać" dodając kilka szczebelków więcej - "przez jeden miesiąc będę biegał", "Wkręcę w bieganie znajomego" nie szczędząc sobie śmiałych postanowień typu "choć raz wezmę udział w miejskim maratonie". Musi to być nasza drabinka z kilkoma niezbyt wysoko usytuowanymi szczebelkami. Sposób ten jest sprawdzony i bardzo popularny w branży gier. Opisane szczebelki są tam archivementami, czy levelami. A więc widzimy progres i zmierzamy naprzód.
Do pisania listy podejdźmy wypoczęci, nie szalejąc zbytnio z planami. Później zawsze można jeszcze coś dopisać. Moja aktualnie liczy 61 pozycji, w tym i najprostsze rzeczy "wyzdrowieć" z aktualnie lekkiego przeziębienia, czy kupić nowe butki do biegania, na które pieniążki są już odłożone. Najważniejsze aby już na samym początku zacząć odhaczać pozycje, widzieć nasz progres.
Warto zastanowić się nad swoimi planami i tym co dla nas będzie najlepsze. Ja przykładowo zapisałem sobie wykonanie choć jednego wartościowego kursu, poszerzając swoje horyzonty czy naukę odczytywania rosyjskich liter :)
Odnośnie rzeczy, które nie przyjdą z dnia na dzień (nauka języka, rzucenie nałogu) polecam rozpisać sobie kilka pozycji na zasadzie - nie palę/uczę się przez tydzień systematycznie... przez miesiąc... przez 2 miesiące...
A kiedy zabraknie Ci wyraźnej motywacji, siądziesz przed telewizorem wzdychając na nawał obowiązków, powiedz sobie - Do wieczora! - odwalę to wszystko zaledwie do końca dnia, ile będzie mi się chciało, co mogę, to zrobię. I tak przez 3 dni, zaledwie trzy dzionki. Nie zapominając o odpoczynku oczywiście, ale pomijając marnotrawienie czasu. Przeglądasz w sieci stronki typu demotywatory czy wykop? Zamiast brnąć po kilkanaście stronek, przejrzyj tylko po jednej. A więc zorganizuj sobie raz na jakiś czas 3 dni motywacji, za które sobie serdecznie podziękujesz. 3 dni próby pewnej diety, 3 dni planu treningowego, 3 dni systemu nauki. I za każdym razem kiedy złapie Cię lenistwo... powiedz sobie - Hej! Byle do wieczora. 3 drobne dni do wieczora z pewnością będę sobie bardzo wdzięczny. Za nowe doświadczenia, przeżycia jak i zmianę, która wyjdzie mi na plus. Duży plus!

wtorek, 28 stycznia 2014

Słodkie szczęście

Mroźno choć biało. Szaro ale przyjemnie. Dziś zatrzymałem się w miejscu i obejrzałem za siebie. Straciłem starą dobrą formę, kondycje i motywacje do rozwoju. Coś się kończy i coś zaczyna. Stojąc rano przed oknem z gorącą kawą w ręku, wpatrzony w biało-biały obraz, bez nacisku, pośpiechu i zmartwień. Zrozumiałem to co wiedziałem od zawsze, czyli po raz tysięczny - każdy jest inny. Zaraz... źle to ująłem... każdy jest cholernie inny! w końcu ileż można to wałkować i W KOŃCU ile razy można obserwować niemożność pojęcia tego przez innych. W sumie to z racji naszej odrębności interpretacji tego tekstu może być wiele, niezależnie nawet od treści. Ktoś się zachwyci, ktoś wyśmieje, inny pominie, niektórzy przeczytają i zapomną ;) dlatego tym razem zmierzam do jasnego, wyrazistego przekazu. Jak śnieg. Dla każdego biały i zimny. Szczęście o którym wylałem hektolitry tekstu, ta prawdziwa czysta radość kryje się w nas (nic nowego). Z racji rozumu zajętego codziennymi mediami nie znamy siebie (również nowości nie powiedziałem). Sto miliardów największych guru, jeden większy od drugiego zakrzywiają innym pojęcie. Tak naprawdę nie musimy siebie znać. Zgłębiać siebie, swoje emocje, smutki, rozkładać na czynniki pierwsze i z zapałem pracować. Tworzyć z siebie i swojego rozumu schemat. Zapisywać swoje zachowania w postaci kilku możliwości. Czyniąc siebie pilotem, gdzie wystarczy tylko wcisnąć guzik. Robotem... androidem...
Ale przecież my tego nie chcemy. Kto zamyka siebie w schematach? Jedynie tchórze i słabi, potrzebujący tego guzika aby uciszyć swoje wady. Właśnie wady... bo one tutaj stanowią powód samorozwoju. Może i nie dokładnie te typowe wady a wszelkie negatywne emocje przyczepione do naszych umiejętności. Jeszcze... jeszcze... jeszcze! do idealności, lepsi od innych, nie tracąc życia, coś robić opłacalnego. Nie neguje takiego zachowania a wychodzę z gorącą propozycją.Czas na trochę słów prawdy prawdy :)
Najlepszym jest dla nas coś idealnie współgrającego ze sobą. Te wyczucie, ta chemia. Gdzie człowiek wczuwa się w to co robi i zadziwia, zachwyca innych. I jak myślisz czy to wszystko opiera się na schematach? Czy robot może stworzyć coś przepięknego, wykreować niepowtarzalną, unikalną rzecz? Poprzez niecodzienne, nietypowe zachowania rozkochać w swoich akcjach zainteresowanych? No jasne że nie! A więc wyluzuj się teraz i polub nieznane, bezkształtne, nieograniczone. Bo tylko takie coś może być idealne. Kiedyś pisałem o zrobieniu codziennie coś innego, nieprzewidywalnego aby nie wpaść w rutynę. Dziś uzupełnię to słowami -
pamiętaj aby nie zamykać się w typowych okrojonych schematach. Bądź nieprzewidywalny, płynny i pełen przy tym radości. Bądź jak woda... gdzie obowiązki są jak kamienie, których nie omijasz a dopasowujesz się do nich ;) zaś problemy jak luźny grunt, który rozerwiesz, rozszarpiesz i pozbędziesz się ich aby już nie zastawiały Ci drogi. I pamiętaj... jesteś nie wielkimi kroplami wody które mogą roztrzaskać się na pierwszej lepszej przeszkodzie a płynną, bez określonej formy, nieprzewidywalną, spokojną jednością... istotą czystego szczęścia.

piątek, 10 stycznia 2014

Bezcenna umiejętność, krótko o wartości i drobna refleksja

najlepsze zostawiam zawsze na koniec ;)
Człowiek uczy się na błędach... w dobie internetu gdzie mamy wszystko na wyciągnięcie ręki - ciekawostki, bzdury i wartościowe rady - wszystko miesza się ze sobą zlewając w jedną wartość. Bolało mnie swoim czasie jak przez to wszystko nie dostrzegamy pewnych pięknych wartości dla zrozumienia i poznania których niektórzy poświęcili coś bezcennego - kawał swojego życia. Jak podchodzimy do większości książek, artykułów czy też blogów o samorozwoju? Jestem przekonany że z pewnym dystansem traktując wszystko jako ciekawostkę nie wnoszącą zbyt wiele w nasze życie. Jednak co za tym się tak naprawdę kryje? Wielu wybitnych osobistości poświęciło swoje życie na badania, zrozumienie wielu spraw, opisanie ich i zaprezentowanie każdemu zainteresowanemu. Mamy niesamowitą okazje pojąć sprawy w kilka godzinek - zależy jak obszerna jest książka i oszczędzić sobie czasami nawet i lata na uporanie się samemu z tym. Dobra, człowiek mądry po szkodzie, sam musi na swojej skórze coś poczuć aby to pojąć. Jak dziecko które dopóki nie sparzy się, nie zrozumie prostego słowa "siii gorące, nie ruszaj". Rady starszych prędzej czy później po uprzednim zignorowaniu powracają kopiąc nas w tyłek. To jest chyba oczywiste.
Nie twierdzę aby rzucać się na książkę i czcić zawarte w niej słowa (skrajności są dosyć popularne) a po prostu uszanować dobrą lekturę i docenić autora.

Druga rzecz która będzie po części nawiązywała i do mojej nieobecności tutaj... czasami należy lekko przyhamować i złapać oddech. Dotychczas pisałem o rozwoju, pędzeniu na przód itd. jednak wszystko w odpowiednich dawkach.
"Lepiej z głupim znaleźć niż z mądrym zgubić"
Chcesz być mądry i nieszczęśliwy czy głupi i nie przejmować się niczym? Mądrość umarła, niech żyje mądrość - patrząc na obecne czasy. A więc w myśl filozofów człowiek chce być szczęśliwy, smutek to zło. Co za tym idzie mądrość to też zło? Karmieni jednak poczuciem wyższości inteligencji naszej nad innymi niedouczonymi produkujemy w sobie syntetyczne szczęście? Żyjmy i rozwijajmy się rozważnie. Tutaj wychodzi moje przekonanie o zgubnej wartości wiedzy i rozwoju nauki. Im mniej wiesz tym lepiej. Zazdroszczę beztroski zwierzętom, dla których śmierć, choroby psychiczne, problemy społeczne, polityczne, religijne nie istnieją. Nie potrzebują sensu życia, głębokiej motywacji i modlitw aby być w pełni szczęśliwe. Wiedza i nauka jest matką stresu, chorób psychicznych i nerwicy. Wiem o czym mówię bo z ostatnim cholerstwem miałem niestety do czynienia. Za przeproszeniem na cholerę to wszystko nam. Oczywiście życie weryfikuje boleśnie takie poglądy. Nie odbiera nam jednak swojej wolności i swobody (przynajmniej jeszcze). Czy tylko mnie ruszają wpatrzeni całe godziny w telefon, komputer ludzie? Albo moje ulubione - osóbki które dzięki rozwojowi nauki nie mają zajęcia. Wszystko za nas robią maszyny. Zamiast spaceru - samochód, gotowania - fast-food, zakupy online, spotkania towarzyskie przed komputerem, telewizorem. Jak mnie bawi kiedy widzę że ktoś niema co robić. Zaczyna marudzić, narzekać, pojawia się stres, nerwy, choroby i wszystko już samo toczy się dalej... true story. A już całkiem dobijają mnie nielegalne zagrywki ze wszystkich stron - kościół straszy opętaniem (spytajcie się psychologa jakie z tym są jaja... szkoda gadać), reklamy wmawiają nam choroby (ktoś trafił na przerwę reklamową bez wzmianki o lekach? zaksięgowane z notką "niemożliwe"). Zwracajmy na to uwagę... to w końcu działa potajemnie wżerając się w nas i bez pytania mącąc w głowie.

A więc dosyć marudzenia. Ostatnio dałem wam umiejętność pozbywania się negatywnych emocji. Dzisiaj w ramach przeprosin za długą nieobecność postaram się wynagrodzić to kolejną niesamowitą umiejętnością! Kiedy już oczyścimy się z nerwów czas napełnić się pozytywną energią. Czyż nie? A więc sposób czerpania pozytywnej energii jest słodko prosty. Zarzuć coś na siebie, otwórz okno, drzwi lub coś dla odważniejszych - wyjdź na dwór i weź kilka głębokich wdechów, wczuwając się w świeże powietrze. Dla osób z zanieczyszczonym, miejskim eterem - o ile sąsiad nie pali w piecu śmieciami, czy zlokalizowana w pobliżu fabryka nie generuje chmury smrodu - postarajcie się poczuć orzeźwiający chłodek. Nie myśląc o niczym kilka głębokich wdechów i ten otrzeźwiający chłodek. Niema nic lepszego. Ryzykanci! Zróbcie kilka kroków przed siebie robiąc krótki spacerek. I tak codziennie! Dużo się mówi o zdrowotnych wartościach spacerowania, nie mamy jednak zazwyczaj siły po pracy czy czasu aby łazić, więc chociaż powdychajmy świeżego powietrza. Koszt - mniej niż zero a za to zobaczycie ile wam to da. Oczywiście dla marudów i narzekaczy gdzie nawet baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, jeżeli ktoś chce poczuć się lepiej, a jeżeli już idzie odetchnąć świeżym powietrzem (jakie by ono nie było) to tak jest! to pozostawcie sobie negatywne myśli i słowa na inną okazje. Chcesz naładować się pozytywnie? Wstawaj i do okna, drzwi, na podwórze!   Pozdrawiam ;)

piątek, 27 września 2013

Psychologia szczęścia - Happiness premium

Za oknem jest dosyć zimno i nieprzyjemnie, wszyscy w otoczeniu chodzą jacyś tacy zasmarkani, krótko mówiąc aura jesienna powoli przestawia nasze warunki biologiczne na inne tory. Z tej okazji zdecydowałem się wprowadzić nieco ciepła i podzielić się z wami dwiema bezcennymi rzeczami. Pierwszą będzie kolorowa pigułka ze skondensowanym przyjemnym spotkaniem z najlepszym trenerem samorozwoju, motywacji i lifestyle, zaś na deser dam każdemu z was pewną niesamowitą moc ;) powinno być ciekawie.

Naukowcy poświęcali, poświęcają i z pewnością jeszcze poświęcą wiele czasu na wykreowanie uniwersalnego, najlepszego stylu życia dla naszego zdrowia psychicznego jak i fizycznego. W internecie pojawiło się od groma artykułów opisujących wyniki ciekawych badań. Między innymi niedawno szeroko pisano o odkryciu możliwości spowolnienia procesu starzenia się poprzez odpowiedni styl życia. Ludzie badają, kombinują, szukają wciąż nowych i nowych rzeczy. To tak jak ta kobieta, która udała się do wielopiętrowego budynku, gdzie na każdym piętrze idąc w górę miała coraz lepszego kandydata na swojego męża. Zakładając "jest super, ale zajrzę jeszcze wyżej" odrzucała nawet tych idealnych, bezcennych sama nie znając tak naprawdę celu. Czy z nami nie jest podobnie. Jestem pewien, że w otoczeniu nie brakuje osobistości, którzy swoją pozytywną energią i tym złotym podejściem do życia zyskują sobie wasz szacunek i podziw. Czemu nie zwrócimy uwagi właśnie na takie osoby. A więc po raz kolejny powiadam - zwolnijmy, wyluzujmy się i skupmy się na sobie i naszym otoczeniu. Nie potrzeba nam tony informacji i poglądów z jak największej ilości źródeł. Tutaj przechodzimy do pierwszego elementu! Zmiana...

Najlepszym trenerem samorozwoju jest myśl. Zwykły surowiec z którego możemy wystrugać prawdziwe dzieło sztuki. To właśnie myśl jest bezbłędna, idealna. Wystarczy jedynie zdefiniować ją na swój sposób i popracować nad nią. To chyba oczywiste, czyż nie? Wystrugać coś niesamowitego samemu, zamiast dostać już ukończoną, ciekawą rzeźbę z której nijak pożytku raczej niema. Jednak pamiętajmy! Jak już bierzemy się za jedno dzieło, odłóżmy pozostałe. Nasza uwaga działa jedynie na jedną myśl i nie kombinujmy. 
Powracając więc do stylu życia, w oparciu o własne doświadczenia i osób naładowanych pozytywną energią z mojego otoczenia, z którymi nieraz prowadziło się niesamowite rozmowy jestem dać głowę za to co zaraz napiszę. W kilku zdaniach dam wam myśl z nagłówkiem "Najlepszy styl życia" dając gwarancję wzrostu poziomu szczęścia, zdrowia psychicznego jak i tego fizycznego! Gotowy?
Całość oprę na czterech elementach:
Zdrowie psychiczne - Daję Ci karnet na siłownie mentalną. Przydałoby się nieco przypakować, czyż nie? ;) znajdź wolną chwilę (Przed snem jeżeli nie jesteś jeszcze śpiący, kilka minut nad ranem, po obiedzie czy w przerwie), dosłownie te 15 minut dziennie aby wygodnie usadowić się w ciszy i spokoju. Wziąć trzy głębokie wdechy i wydechy. Przywołać na swojej twarzy uśmiech i skupić się na swobodnym oddychaniu. Nawet nie uwierzysz jak już po pierwszym razie poczujesz się lepiej. Z początku pojawi się natłok myśli, spraw, na które pozostań obojętny. To jest Twoja chwila wyciszenia się i uspokojenia. Poczuj swój uśmiech i lekkość oddechu. Codzienna, kilkuminutowa sesja tego typu pozwala wypocząć mięśniom, uspokoić i wyrównać rytm pracy organizmu, poprawić samopoczucie, zafundować przerwę wzrokowi czy słuchowi. Możesz na ten czas włączyć sobie przyjemną muzyczkę (najlepiej bez wokalu). Zaś co do pozytywnych odbić w sferze psychicznej... tyle tego jest, że aż szkoda gadać :)
Zdrowie fizyczne - Czyli krótko mówiąc aktywność fizyczna. Przede wszystkim uprawianie sportu ale i zwykłe ćwiczenia rozciągające, spacery, prace w ogródku czy tam majsterkowanie. Czas który poświęcamy na odpoczynek jest niepoprawnie zbyt długi w zestawieniu z faktycznym, który wymaga nasz organizm.
Pasja - Każdy jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju, lecz nie każdy posiada niesamowitą energię, której niekiedy można pozazdrościć drugiej osobie. Ten płomyk w oczach kiedy opowiada o swojej pasji... nawet jeżeli plecie bzdury i niezbyt za tym przepadamy to i tak po czuć lekką zazdrość i szacunek - ten niezależnie od wszystkiego i tak to kocha. To go definiuje i kreuje jego osobowość. Perpetum mobile - kiedy to robi czerpie garściami radość i motywacje, aby móc robić to dalej. Niezależnie od opinii innych. Pełen szacunek. 
Szczęście - Czyli nasz ster. Jest szczęście, są chęci, pojawia się energia, radość z życia i flow pozwalające nam osiągać coraz lepsze wyniki. Nie szukajmy tego elementu, nie próbujmy go definiować, zrozumieć. To tak jak porywająca piosenka - wsłuchaj się w nią i tańcz. Jak ulubiona potrawa - nie grzeb widelcem patrząc co jest na talerzu a pałaszuj z uśmiechem :D

Pozbawione zbędnego rozwinięcia, cztery surowce na Twoje wielkie dzieła. Zadbaj o nie. Ale! To ostatnie pozostaw bez obróbki. W moim odczuciu najpiękniejszymi słowami są te niewypowiedziane, najpiękniejszym widokiem jest ten jeszcze nie ujrzany i najważniejszą myślą pozostaje ta niezdefiniowana, niezrozumiana. Taki przystojny facet/piękna kobieta gdzie zamiast zastanawiać się jak ma na imię, ile zarabia, gdzie mieszka, po prostu dajemy się ponieść energii, uczuciom. Magia. Nie gaśmy jej. Pozwólmy sobie na nieco smaczku w swoim życiu ;)

Ahh obiecałem również przekazać niesamowitą moc. Uwaga, przygotuj się. Łapię kontakt... przesyłam... jeszcze chwila. Dobra, zrobione! Znajdź pewien drobiazg, który możesz później bez problemu wyrzucić - może to być kulka papieru, chusteczka, spinacz, obojętnie co. Dałem Ci możliwość przesyłania złej energii i gromadzenie jej właśnie w tej małej rzeczy. Poczuj jak stres, nerwy czy złe myśli opuszczają ciało i chowają się do tego przedmiociku. Pozytywna energia przejmuje dominacje, czujesz się o wiele wiele lepiej. Wrzuć to do kieszeni aby nie wadziło w czynnościach i ciągle miej świadomość, że w końcu masz już gdzie pozbyć się niemiłych odczuć. Pamiętaj tylko aby co kilka godzin zmieniać aby się nie przelało... albo po prostu ścieśniaj :) dobrej zabawy, miłego dzionka, przybij piątkę i trzymaj się ciepło!

sobota, 21 września 2013

Psychologia szczęścia - bezcenny fakt?

Powiedz mi, tak do monitora, co sprawiło, że właśnie czytasz ten post? Zapewne chęć bycia szczęśliwym. Poprawienia swojej sytuacji, samorozwój. Czyż nie? Siedzisz, czytasz tony cennych słów i wciąż analizujesz nowsze, lepsze sposoby doskonalenia siebie. Zderzasz się z wieloma pytaniami, dylematami, odkrywasz niesamowite fakty o psychice. Poznajesz punkt widzenia innych, umiesz coraz więcej zjawisk wytłumaczyć, rozwijasz swoją inteligencje... nowe techniki, sposoby, szkolenia, kształcenia... wiedza, wiedza, wiedza. Ale poczekaj. Charlie Chaplin. Wspaniały aktor, którego niesamowita przemowa z filmu "The great dictator" wielokrotnie powtarza się w wielu utworach muzycznych.
"We think too much and feel too little"
Czemu o tym wszystkim zapomnieliśmy? Nieśmiertelne słowa (oczywiście polecam jego cały speech). A więc poczujmy i pójdźmy tą najprostszą drogą. Sami wiemy najlepiej czego nam potrzeba, co czyni nas szczęśliwymi. Nie potrzeba nam całego tego ogromu wiedzy. Ton słów przetoczonych w niezliczonej ilości książek. Kolejnych i kolejnych pytań w głowie. Czemu wciąż szukasz większego i większego i jeszcze większego źródła szczęścia? Nie idźmy naprzód, pozostając ślepi na otoczenie. Zatrzymajmy się, weźmy głęboki wdech i cieszmy się życiem. Nie potrzeba mi fachowej terminologii z dziedziny psychologii czy rozeznania w myślach najlepszych filozofów, aby cieszyć się życiem. Nie myślmy a czujmy i róbmy to co chcemy. Tak...  

Cytując jeszcze chłopaków z KPINERS, a dokładnie z ich świetnego filmiku Prostak i Wyrocznia:
 "Powinienem zrobić to, czy powinienem zrobić tamto?" Możesz zrobić to, aczkolwiek też, możesz zrobić tamto" ;)

Polecam i pozdrawiam!

poniedziałek, 16 września 2013

Watashi wa Jinsei desu

Brudno-pomarańczowa poświata ulicznych lamp rozpływa się w wieczornej mgle, kiedy wolnym krokiem zmierzam na przystanek autobusowy. Cichy szum deszczu wprawia mnie
w odpowiedni nastrój. Jak ja to lubię. Te pomarańczowe wodne płomyki tańczące w każdej kałuży zapełniającej liczne doły w asfalcie. Ciepły widok. Wiem, że mam jeszcze
sporo czasu, jednak odruchowo rzucam okiem na wskazówki zegarka. Ten jednak milczy wskazując za dziesięć siódmą. Dziwne, przecież niedawno wymieniałem w nim baterie.
Znów będę musiał skierować się do zegarmistrza. Ostre światło zbliżającego się samochodu na kilka chwil płoszy moje myśli. Mrużąc oczy wykrzywiam twarz w grymasie.
Czy ten palant musi nawalać długimi w prawie samym centrum miasta? Spluwam na chodnik, kiedy oglądam się za piekielną maszyną. Z piersi wyrywa mi się wzdychnięcie.
Zbliża się kolejny. Tym razem jednak coś jest nie tak. Czy on przypadkiem nie pędzi wprost na mnie? Co jest?!

***

Pobudka była dosyć nieprzyjemna. Nagłe wciśnięcie hamulców przez mojego towarzyszy za nic nie oszczędziło drzemiącego mnie, w wyniku czego zaliczyłem bliskie spotkanie
z deską rozdzielczą. Piekielny ból rozlał się na całym czole wprawiając w niezłe ogłupienie. Ogłuszony z początku, zareagowałem dosyć gwałtownie zarzucając całym ciałem
w dosyć ograniczonej przestrzeni. Nie wiem co jeszcze zbroiłbym oprócz siniaka na prawym ramieniu kierowcy, gdyby nie Rada. Siedząca dotąd grzecznie z tyłu, wpatrzona
swoimi słodkimi oczami w szybę, w odpowiedniej chwili potrafi zachować zimną krew i zareagować. W jednej chwili chwyciła mnie za ręce, skrzyżowała i z całych sił
pociągnęła do siebie lekko mnie przyduszając. To wystarczyło abym odzyskał świadomość. Rzuciłem nerwowo przekleństwem kierując natychmiast pytający wzrok na Funtona.
Ten energicznie pocierał ramię, szczerząc swoje żółte zęby. Drugą ręką przejechał po naciągniętym na głowę kapturze i ochrypłym głosem wymruczał:
-Nie moja wina.
-Rozumiem - odwzajemniając krzywy uśmiech i odwracając się za siebie.
-Rada, dzięki. -Brak odpowiedzi był do przewidzenia. Choć znamy się od dwóch dni, Rada dotychczas nie odezwała się do nas ani słowem. Postanowiła ograniczyć się
jedynie do drobnych uśmieszków i przytakiwania. Zapewne jej historia była nieco ciemniejsza od naszej. Jednak na gorzkie smaczki jeszcze przyjdzie czas.
Futon jako pierwszy opuścił nasz wehikuł. Krocząc dookoła czarnego bmw w którego przyłożyliśmy zastanawiał się nad nowym wyjściem. Zbliżała się powoli trzecia w nocy.
Jeszcze trochę i zacznie świtać. Trzeba działać. Biorę głęboki wdech i przekładając swój karabin na plecy wyskakuje z miejsca pasażera. Nisko osadzone siedzisko
w początkowej fazie wyskoku wprawia mnie w lekkie zachwianie, na szczęście w porę nadążam oprzeć się o drzwi bo inaczej zaliczyłbym glebę. Widząc tą nieporadność
koleżanka z tyłu jedynie cicho odchrząkuje, kryjąc swój śmiech. Ja jej jeszcze pokażę! Ale nie czas na to. W oddali daje się słyszeć cichutkie dudnienie. Z pewnością
kontakt dwóch metalowych stworów nie obszedł się bez hałasu. Futon natychmiast pada brzuchem na asfalt kiedy ja dopiero zaczynam orientować się w problemie.
Częstotliwość odgłosów oraz ton wskazuje na dwuosobowy komitet powitalny. Cichy ryk przecina eter w momencie rozbłysku pierwszej serii. Trzy strzały wystarczają aby
zwalić obślizgłe cielsko na zimny grunt. Drugi jegomość chyba wykalkulował sobie sytuacje i zdecydował się na odwrót. Zła decyzja. Świecąc swą latareczką przymocowaną
do broni, wprost w jego pokryte dziwnym materiałem plecy, wypluwam zaledwie jeden nabój. Więcej mi szkoda, trzeba oszczędzać. Tyle w zupełności wystarcza. Gość
pada jak ścięte drzewo, wijąc się nerwowo, niczym nabita na hak dżdżownica. Głuchy jęk kobiecego głosu dobiega do mnie, uświadamiając sytuacje. Mimo wszystko kiedyś
mógł być to nasz brat, sądząc czy kolega. Nie wypada tak to zostawiać. Wykonuję kilka kroków w stronę wijącego się dzikusa i wyrywając zza pasa swoją pukaweczkę,
ukrócam biedakowi cierpienie. Tak już lepiej. Choć tym razem nasz towarzysz-kierowca jest mniej zadowolony, jednak każdemu się nie dogodzi, nieprawdaż? Korzystając z
chwili zastoju biorę głęboki wdech. Chłodne, wilgotne powietrze wywołuje lekkie mrowienie na całym ciele. Jak ja to lubię. Najlepszy sposób na rozbudzenie się. Albo
jeszcze garść lodowatej wody chluśniętej wprost w zaspane oczy. Oj tak!
-Zmykamy, więcej problemów nam już tu nie potrzeba -Poważny głos naszego szefunia wyprawy muszę przyznać budzi szacunek. Choć ma niewiele ponad 20 lat podobnie jak ja,
jego wieczna chrypka budzi swojego rodzaju... podziw. Może i swoją rolę odgrywa tu też jego opanowanie i wprawa w niebezpiecznych sytuacjach, jak ta przed sekundą?
Niemniej jednak dobrze mieć go w swoim składzie. Nie mówiąc zbyt wiele pakuję się na powrót na swój ciepły fotel pasażera. Rzucam jeszcze okiem na naszą towarzyszkę.
Ta pozwoliła sobie lekko odpłynąć. Ściskając w dłoni pewien różnokształtny przedmiot, mruga wpatrzona w przednie lusterko. Nieświadomie zawieszam się wpatrzony wprost
w jej ciemne oczka. Muszę przyznać, że jest w nich coś przyciągającego. Jak w całej ich właścicielce, która przelotnie odwzajemnia spojrzenie,
przeskakując znów na szybę. Czuję, że rośnie mi na twarzy uśmiech. W tej samej chwili nasz metalowy potwór powraca do życia, odklejając się od przeszkody. Kierowca
z wprawą wyrywa auto do tyłu, zarzuca na bok i przejeżdżając po zwłokach pędzi asfaltem w górkę, ku wskazanemu na mapie miejscu. Cichy zgrzyt kości, łamanych pod
naciskiem maszyny pozostawia w mojej świadomości nieprzyjemny powiew. Chyba już sobie tak łatwo nie zasnę. Tym bardziej, że cel jest już tuż tuż.

***

Panie kolego, to nie są żadne wymysły a rzeczywistość. Oni wiedzą co robią, organizują się i w ogóle. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że ich sposób porozumiewania
niesie ze sobą wiele pytań. Nikt jeszcze nie usłyszał aby coś do siebie mówili. Po prostu zachowują się jak stare małżeństwo, które rozumie się bez słów. Ja robię to
a ty tamto i wszystko. To nie jest raczej jakaś wyższa, lepiej rozwinięta forma nas samych, ale i niema tu mowy o żadnym regresie ewolucyjnym. Takie niezbadane
całkiem nowe, uniwersalne alter-ego przeznaczone dla wybranej grupy.
-Proszę mi wybaczyć profesorze ale to jest stek bzdur.
-Uważaj młody człowieku. To nie przelewki, nie masz już u boku policjanta jak i prawa. W każdej chwili ktoś gotów jest bez zawahania wpakować swoje ostrze w plecy,
zagarniając we własne ręce całe twoje wyposażenie. Mogę to być ja, twój kompan jak i spotkany przypadkiem handlarz.
-A więc sugerujesz aby usuwać takie zagrożenia, pakując każdemu napotkanemu kulkę między oczy?
-Nie do końca. Źle odbierasz moje słowa. -Odpuszczam sobie ciągnięcie w nieskończoność tej rozmowy. Powiedzmy że poglądy regulowane różnicą wiekową i doświadczeniem
nie pozwolą dojść nam do konsensusu. W milczeniu zagarniam pożywienie do plecaka, sprawdzam magazynki i biorę się za przyszywanie łaty przy lewym rękawie bluzy. W tym
samym czasie w progu pojawia się Futon. Pocierając zaspane i poklejone oczy mruczy coś o czasie i że musimy ruszać dalej. Ledwo co przybyliśmy na miejsce a już musimy
wiać naprzód. Szkoda, że nie pozostaniemy dłużej w bazie naszej jednostki. Chociaż liczy ona oprócz nas dziesięć osób, jest tu dosyć przytulnie. Kto spodziewałby się,
że pusty budynek po małym markecie będzie dla niektórych osób ostatnim bastionem. Obudowane blachami drzwi wejściowe i wszystkie okna, prowizorycznie wydzielone
kilkumetrowe przestrzenie, oddzielone pułkami sklepowymi, służące jako pokoje. Zapytasz o wystrój? Jakiś materac, kwiatek, różne klamoty na półkach i latarka. Czego
potrzeba więcej? Mały magazyn przerobiony na cuchnącą zagrodę dla jeszcze żywego mięsiwa. Wolne przestrzenie wypełnione w hali donicami z różnego rodzaju
warzywami, owocami itp. W miejscu gdzie były trzy kasy ułożono interesujący mur z przeróżnych klamotów, sięgający pod sam dach, w którym warto zauważyć postarano się
o wybicie wielkiego otworu na rurę odprowadzającą dym z głównego paleniska. Dodatkowo przy wyjściu porozstawiano kilka interesujących pułapek. Niestety są to dosyć
niezdarne chwyty. Większość uwagi przeszła teraz na budowę piwnicy. Aktualnie prace stanęły na etapie wykopania dwumetrowego dołu. Zawsze to coś. Muszę przyznać,że
jest tu dosyć przyjemnie. Nigdy nie przypuszczałem, że będę mógł się czuć aż tak przyjemnie w jakimś sklepie. Zapach smażonego mięsa, kwiatków i trącający co jakiś
czas swojski powiew przy otwarciu drzwi do magazynu. Jakbym był na dawnej wsi. Tylko te światło. W dzień jeszcze tako jako szyby pancerne umieszczone w dachu pozwalają
coś zobaczyć ale kiedy zajdzie słońce? Bez latarki ani rusz. Na szczęście zapas baterii wystarczy na kilka miesięcy. Wystarczająco czasu aby zadbać o oświetlenie.
Tylko co z... moje myśli nagle urywają się. Przede mną stoi rozczochrana Rada. Ściskając w ręku kubek z mlekiem, poprawia lekko przydługą, szarą bluzę. Wyraźnie ma
ochotę coś mi powiedzieć. Widzę to po jej oczach. Niestety decyduje się na sekundowy uśmiech, znikając znów między porozmieszczanymi w sąsiedztwie niby-domkami.
Rozumiem, że czas ruszać. Zarzucam na ramię plecak i salutując profesorkowi przekraczam próg jego małego pokoiku.

***

Odbiegnijmy nieco wprzód. Zaledwie kilka dni zajęło nam dostanie się do celu wyprawy - drobnej mieściny zlokalizowanej na pomorzu. Szeroka, żółta plaża, jeszcze
szersza ciemno-niebieska tafla aż w końcu nie do ogarnięcia okiem, pokryte niezliczoną ilością szarych, puszystych chmur niebo. Z początku poczułem się nieswojo.
Ten ogrom zaczął mnie lekko przerażać, odbierając na kilka chwil tchnienie. Dziwne uczucie. Od kiedy tylko poznaliśmy się naszym jedynym marzeniem było dostanie się tu.
Z tej drobnej myśli, planu, czerpaliśmy radość i motywacje na kolejne ciężkie chwile. A więc skąd ten cholerny smutek? Co mamy dalej począć? Każdy dzień ogranicza się
do zadbania o pożywienie, odnalezienia bezpiecznego miejsca i przeżycia następnego i następnego dnia na tej ziemi. Czy potrzeba nam kolejnego marzenia? Zapewne tak.
Musimy się w pewien sposób określić, odnaleźć. Tym razem nie za blisko ani nie za daleko.
-Watashi! -Cięta dłoń naszej kompanki ląduje na moim ramieniu. Lekki uśmiech i pogodne oczy zdradzają chęć rozmowy. Niesamowite. Zupełnie nie wiem jak mam w tej chwili
zareagować.
-Watashi... Pamiętasz ciepłe promienie słońca o poranku wywołujące niezależnie od nas uśmiech na twarzy? Pierwsze sekundy po zbudzeniu się w letni dzionek, gorącą
herbatę popijaną w soczysto-zielonym otoczeniu ogrodowych roślinek? Zapach świeżego deszczu po długim okresie suszy? Milony płatków śniegu z gracją sunących na
bielutko wyścielaną glebę? Biały puch migający tysiącami światełek?  Pomarańczowe płomyki tańczące na wodzie? -Zupełnie nie wiem co odpowiedzieć, czując jedynie
ciepłe wibracje w klatce piersiowej.
-Czemu mamy przejmować się złem, problemami, filozofować i rozważać wiele kwestii? Drapać się po głowie na myśl o niepojętej przestrzeni kosmicznej, niezbadanej
przeszłości i niepojętej przyszłości? Kurde! Chcę być szczęśliwa i to osiągnę. Jednak nie grzebiąc w wysokich sferach psychologicznych, poznając najlepsze drogi do
szczęścia opisane przez najwyższych uczonych. Nie! Ja pójdę śladami dziecka zachwyconego tym wszystkim. Mało wiem, jeszcze mniej chcę wiedzieć. Skoro granica między
złem a dobrem ściera się przy braku odniesienia, to samo dzieje się z mądrością i głupotą. W końcu to co nas zamartwia to właśnie wiedza i świadomość niektórych spraw.
Ale my chcemy być przecież szczęśliwi. Jaki jest sens aby było inaczej?
-A jeżeli szczęście ściera się i ze smutkiem
-W tym przypadku i tak chcemy być pełni radości i chęci.
-Dziwna jesteś -Rzuca dosyć oschle Futon.
-Spadaj. Nikt nie jest normalny, wszyscy są jacyś dziwni. A więc to normalność w prawdziwej definicji słowa "dziwne" jest na miejscu.
-A więc skoro wszystko się ściera to nic niema sensu.
-Watashi... szczerze? Mam te wszystkie rozważania gdzieś. Życie na nas czeka! -Rada z uśmiechem pociąga łyk wody z plastikowej butelki i głęboko wzdychając kieruje
się w stronę samochodu. Nie przypuszczałem, że ona jest taka dziwna. Ale ja to lubię. Bardzo lubię.