czwartek, 27 września 2012

Wyobraźnia i rozwój (słomiany zapał)

Tym razem tekst bardziej na luzie z mniejszą ilością konkretów jednak wydaje mi się że pomimo tego i tak godny uwagi ;) do tematu rozwoju jeszcze niejednokrotnie powrócę między innymi opisując szerzej techniki motywacji itp.  

Doszedłem do wniosku, że poruszanie wielu ważnych kwestii w jednym długim poście jest istotnym błędem biorąc pod uwagę pewien mechanizm w głowie człowieka który obniża wartość przedmiotu, myśli wraz ze wzrostem jej ilości. Niestety ale lepiej dać komuś piękną, okrąglutką złotówkę niż dziesięć zwykłych krążków z normalną jedynką. Kwestia przyciągnięcia uwagi. Tutaj dobrym przykładem jest pewna książka na dajmy na to 100 stron której treść i przekaz można zaprezentować w jednym zdaniu jednak płynąc tak kartka po kartce i wpajając sobie po raz enty te samo stwierdzenie wręcz przybijamy je sobie na wielkiej ścianie myśli i na przynajmniej te kilka dobrych lat nie uleci ono nam z głowy tak lekko i zwiewnie jak wiedza wpajana na szybko, tylko będzie nas męczyć i dręczyć i przypominać o sobie! hehehe Jednak przechodzę już do mojego pierwszego tematu który chcę poruszyć, albowiem wyobraźnia.
  Za każdym razem kiedy ktoś w towarzystwie zaczyna opowiadać o swoich imaginacjach zawsze znajdzie się jakaś osoba, która za wszelką cenę będzie chciała doprowadzić do szybkiej zmiany wątku poprzez wyśmianie zjawiska. Co ciekawe te reakcje są do bólu podobne do tych, kiedy ktoś zacznie rozmowę o religii czy polityce. Czy wyobraźnia to jakiś ciężki temat, którego lepiej nie poruszać na forum publicznym? I nie chodzi tu o brak wiedzy czy chęć uniknięcia poważnych i ciężkich wymian zdań które mogą nieco zamulić atmosferę lecz o strach... dziwny strach przed wchodzeniem w tego typu kwestie. Dobra ja rozumiem może ktoś po prostu nie interesować się taką tematyką i szanuję to lecz czemu od razu przechodzą do ataku krytykując zażarcie. Jesteśmy krajem chrześcijańskim więc wszystkie informacje, ciekawostki itp. są emitowane do społeczeństwa po odpowiednim wyregulowaniu ich przez księży co owocuje tym, że świadome śnienie, medytacja i ogólnie rozwój osobisty są naukami szatana i prowadzą nieuchronnie do opętania. I chociaż wiele osób otwarcie krzyczy o braku w nich wiary w boga to jednak przekazy ich nie unikną i dopadną czy w wieku dorastania gdzie wypaczają rozumek albo i w dorosłym życiu gdzie w sytuacji lekkiej depresji jaka każdego łapie raz na jakiś czas jesteśmy bardziej podani na takie głupoty. A później jakie mamy tego skutki? Wystarczy jedynie spojrzeć po różnych forach publicznych gdzie osoba poruszająca TE tematy zostaje przez pewną część użytkowników zaatakowana. Taak ludzie dają się przeprogramować jak jakieś roboty słabszej generacji a wysoko posadzeni kombinatorzy zacierają rączki szczerząc swoje żółte kły na widok otumanionego społeczeństwa. Nie lubię wytykać tak innym błędy jednak krew mnie zalewa i ciśnienie skacze widząc bezsensowne reakcje zupełnie normalnych ludzi z którymi na inne tematy rozmawia się przyjemnie. 
Widzę że troszeczkę przesadziłem i post o czymś ciekawym przerodził się w nudne marudzenie jak to inni są be. Chyba wypadałoby już skończyć te głupoty i przejść dalej :) 

 Druga część wywodu jest znacznie przyjemniejsza i dotyczy rozwoju a dokładnie chciałbym tutaj zwrócić uwagę na zjawisko "słomianego zapału". 
Słomiany zapał, można by rzec jest to taki krótki impuls motywacyjny wywołany nagłą eksplozją emocji, który (od kilku chwil do kilku dni) daje nam przysłowiowego kopa i chęci do poświęcenia swojego czasu danemu zajęciu które jednak w wyniku braku wytrwałości szybko porzucamy. To muszę przyznać, że ma jeden wielki plus - mamy okazje poszerzyć swoją wiedzę. Łapiąc fazę na np. medytacje zaczynamy chłonąć wiedzę na ten temat i nawet jeżeli zrezygnujemy po 3 dniach to jednak będziemy bogatsi o kilka ciekawostek, które w przyszłości mogą nam się przydać. Jednak nic nie jest tak kolorowe jak nam się wydaje i po kilku takich przygodach z różnymi zainteresowaniami zaczyna narastać w nas irytacja i rozczarowanie swoją postawą. I chociaż chcemy jeszcze jakoś utrzymać tą formę to jednak znudzenie wygrywa. Co wywołuje w nas tak szybkie zniechęcenie się i jak radzić sobie z tym? To wydaje się być oczywiste i jeszcze po moim zdefiniowaniu słowa nie trudno wywnioskować, że to jest nic innego jak zauroczenie, krótka fascynacja gdzie cały ten zachwyt jest dodatkowo jeszcze napompowany przez naszą wyobraźnie. Podchodzimy do tego jako czegoś niesamowitego lecz przy pierwszej praktyce lub nawet na samej teorii zostajemy oblani zimną wodą i sprowadzeni na ziemie. Ale dobra zaczynam mówić,wypadałoby przejść do konkretów, czyż nie? 
Znana jest mi taka jedna mała bardzo fajna metoda która sprawdza się również w innych przypadkach. Najważniejsze to podchodzić do wszystkiego z dystansem i nie wymagać zbyt wiele! Nie dajmy się porwać emocją. Cały trik polega na sprawdzeniu czy nam na tym zależy i czy interesuje nas to na dłuższą metę dlatego każdą myśl "A może zacząłbym zajmować się tym?" odkładaj ze spokojem na bok. Jeżeli pytanie powróci do ciebie jeszcze kilka razy to oznacza, że jednak przykuwasz do tego większą uwagę zaś brak odzewu oznaczać będzie nie warty zachodu krótki przypływ emocji. To jest dosyć znana i uniwersalna metoda o której jednak mało kto mówi. W tym przypadku dając sobie czas podświadomie przekonujemy się, przyzwyczajamy do nowych reguł co ułatwi nam w późniejszym czasie przestawienie się na trening (jeżeli chodzi tu o pewną aktywność) oraz umocni naszą wytrwałość która będzie już z lekka przygotowana na zmiany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz