Zacznijmy na samym początku mocnym kopem. Wszelka wiedza jaką teraz tu przedstawię pochodzi z popularnych artykułów, stronek, blogów jak pierwszych proponowanych przez wyszukiwarkę. A więc twój styl odżywiania się jest niezdrowy! Herbata wysusza, traktowana jako używka uzależnia, pobudza nas przez co po odstawieniu jej możemy czuć się ospali (szczególnie herbata czarna). Wszelkie barwniki i inne badziewia szkodzą naszemu zdrowiu. Kawa? Wywołuje nadpobudliwość szkodzącą koncentracji, sprzyja atakom serca, uzależnia również. A więc może soki? Substancje szkodliwe które w większych ilościach źle wpływają na zdrowie. Alkohol w ogóle zabija nasz organizm nawet w małych dawkach, napoje gazowane to nakręcające cukry a i gaz źle wpływa na jelita i żołądek. A więc pijmy zwykłą wodę. Tylko nie przegotowaną bo kamień, a przesączaną przez drogie filtry.
Z jedzeniem jest jeszcze ciekawiej. Zwykły chleb razowy jest odradzany, w tym miejscu na zdrowie wyjdzie nam ziarnisty kombinowany im dziwniejszy i droższy tym zdrowszy. Fast foody to śmierć i otyłość, to samo mrożonki, tłuste domowe jedzenie przeciąża nasze wnętrzności i powoduje otyłość z kolei wszystko chude utrudnia przyswajanie niektórych witamin rozpuszczalnych w tłuszczach. Wegetarianizm to śmierć naszych mięśni (Białko!!!). Miód kiedyś odgrywał rolę trucizny (to mnie zaskoczyło kiedyś, dobrze pamiętam), słodycze niszczą zęby i złudnie zaspakajają głód. W sumie najzdrowszymi produktami które nam nie zaszkodzą to mleko, w odpowiednich ilościach sery, ryby, warzywa, odpowiednio dobrane mięso gotowane lub przyrządzane jakkolwiek z małą zawartością tłuszczu. Choć i tak teraz mięso zwierząt rzeźnych a dokładnie jego jakość jest niezbyt przyjazna dla zdrowia (Chyba że dla kogoś wąsy u kobiet nie są niczym dziwnym :P)
Do czego ja zmierzam? Ludzie od wielu lat jedli to co mięli i nie było aż tak wielkich problemów. Aktualnie szerokie pojęcie o wadach i zaletach każdego produktu czyni z pożywienia nie źródło dobrego smaku i zaspokojenie głodu a dostarczenie w odpowiednich ilościach minerałów, witamin itd. Odpowiednie nawyki żywieniowe są bardzo ważne... kiedyś podstawą było wszystko naturalne, aktualnie widząc osoby które przez cały dzień ciągną na napojach gazowanych i pustakach typu chipsy, krakersy, same bułki, pizzerki to nie dziwię się problemów zdrowotnych. Chcę jednak zwrócić wam uwagę na coś ważnego. Media, internet i wszelkiej maści wieści o zdrowotności dań to kłamstwa autorstwa konkurencji - w przypadku e-papierosa nie dowiemy się prawdy bo wszelkie wieści o tym, że e-fajka szkodzi to akcja producentów zwykłych kiepsonów którzy przez nią wiele tracą. Innym przykładem są nowe produkty o zawyżonej cenie, które krytykują te tańsze jako mniej zdrowsze. Jak już wcześniej wspominałem kombinowane chleby, czy soki wzbogacane witaminami lub napoje gazowane z minerałami (sodówki).
Dochodząc do końca wywodu, szczerze odradzam wszystkim kierowanie się opinią publiczną, najnowszymi badaniami i wymysłami. Wiecie w końcu jak jest z badaniami? Naukowce macie tutaj kaskę i dowiedźcie mi że ten produkt w jakikolwiek sposób szkodzi i rozdmuchajcie to.
Czytajcie opisy na etykietkach, kierujecie się gustem i doświadczeniem, próbujcie nowych rzeczy. Wychodzę z założenia, że w zestawieniu z niektórymi obiadami kebeb wychodzi nam na zdrowie! Chleb - węglowodany, surówka - witaminy i mięso... z nim różnie bywa. Zależy już od źródła. Tak czy inaczej nikt mi nie powie, że mielony i frytki są od tego zdrowsze ;)
W tym przypadku ciśnie mi się na idealny przykład alkohol i papierosy. Że niby pierwsze powoduje raka trzustki i inne poważne problemy, zaś papierosy raka płuc. Ile ja bliskich mi osób znam/znałem, gdzie jedni palili od zawsze i w podeszłym już wieku nawet 80 lat palili nadal bez uszczerbku na zdrowiu. Inna osoba zaś, która nie tykała się nigdy obu wymienionych rzeczy boryka się z rakiem czy innym cholerstwem. Ostatnio nawet rzuciła mi się w oczy nowina - "Szok! Coraz więcej osób nie mających styczności z papierosami choruje na raka płuc". Tak samo jest z żywieniem. Choć tutaj działa zazwyczaj efekt placebo, gdzie stosuję dobrą dietę i jestem przekonany, że ona pozytywnie wpłynie na moje zdrowie. A że jestem pozytywnie nastawiony do tego, to i tak mój organizm reaguje.
A więc odżywiajcie się mądrze, olewając wszelkie nowiny i wynalazki odnośnie zdrowotności produktów. Porzućcie myślenie "Ktoś mi powiedział że to szkodzi, więc tego nie ruszę" bo każdy produkt ma swoje wady i zalety. Grunt to urozmaicenie i odpowiednie ilości :)
niedziela, 20 kwietnia 2014
niedziela, 23 marca 2014
3 dni... do wieczora...
Przyznam się wam do czegoś. Jestem kimś, kogo styl życia ma słabość do popadania w skrajności. Okres letni mogę spędzić na codziennym treningu, odpowiedniej diecie i najzdrowszym trybie życia, aby później stać się codziennym imprezowiczem z tragicznymi zwyczajami żywieniowymi, marnotrawiąc czas przed komputerem. Jednak przy największym dole uświadamiam sobie problem i znów wracam na dobrą ścieżkę. Taki okres mam właśnie teraz... Piszę ten artykuł aby zmotywować siebie oraz przy okazji zachęcić innych do zabawy ;)
3 dni... do wieczora... to system nie tyle samorozwoju co motywacji i nagłej zmiany podejścia. Słuchając o nim wykładu przypominają mi się wspaniałe słowa "Today i will do what others won't... so tomorrow i can do what others can't". Dosyć często łapię się na głupim - od jutra biorę się za siebie. Oczywiście następnego dnia o wszystkim zapominam. Wprowadzam swoje stare sposoby czy też nowe o których gdzieś wyczytałem, ale wciąż czegoś mi brakuje. Kiedy chwyci mnie lenistwo, dojdzie przemęczenie i ciężko jest ruszyć się i wziąć za coś, szukając usilnie usprawiedliwień i wymówek, nadchodzi... no właśnie. Technika ta została lekko podrasowana przez moje doświadczenia z kilku lat prób i przeszło roku pisania tutaj :)
Wiele systemów samorozwoju zapomina o ważnym elemencie, jakim są namacalne, naoczne dowody naszego progresu. Zdecydowana większość osób po prostu wymięka po kilku dniach nie mając ewidentnie czarno na białym udowodnionego jak wiele osiągnęli. Na początku więc napisz listę rzeczy na których Ci zależy. Najlepiej zacząć ją od prostych kroków "choć raz wyjdę pobiegać" dodając kilka szczebelków więcej - "przez jeden miesiąc będę biegał", "Wkręcę w bieganie znajomego" nie szczędząc sobie śmiałych postanowień typu "choć raz wezmę udział w miejskim maratonie". Musi to być nasza drabinka z kilkoma niezbyt wysoko usytuowanymi szczebelkami. Sposób ten jest sprawdzony i bardzo popularny w branży gier. Opisane szczebelki są tam archivementami, czy levelami. A więc widzimy progres i zmierzamy naprzód.
Do pisania listy podejdźmy wypoczęci, nie szalejąc zbytnio z planami. Później zawsze można jeszcze coś dopisać. Moja aktualnie liczy 61 pozycji, w tym i najprostsze rzeczy "wyzdrowieć" z aktualnie lekkiego przeziębienia, czy kupić nowe butki do biegania, na które pieniążki są już odłożone. Najważniejsze aby już na samym początku zacząć odhaczać pozycje, widzieć nasz progres.
Warto zastanowić się nad swoimi planami i tym co dla nas będzie najlepsze. Ja przykładowo zapisałem sobie wykonanie choć jednego wartościowego kursu, poszerzając swoje horyzonty czy naukę odczytywania rosyjskich liter :)
Odnośnie rzeczy, które nie przyjdą z dnia na dzień (nauka języka, rzucenie nałogu) polecam rozpisać sobie kilka pozycji na zasadzie - nie palę/uczę się przez tydzień systematycznie... przez miesiąc... przez 2 miesiące...
A kiedy zabraknie Ci wyraźnej motywacji, siądziesz przed telewizorem wzdychając na nawał obowiązków, powiedz sobie - Do wieczora! - odwalę to wszystko zaledwie do końca dnia, ile będzie mi się chciało, co mogę, to zrobię. I tak przez 3 dni, zaledwie trzy dzionki. Nie zapominając o odpoczynku oczywiście, ale pomijając marnotrawienie czasu. Przeglądasz w sieci stronki typu demotywatory czy wykop? Zamiast brnąć po kilkanaście stronek, przejrzyj tylko po jednej. A więc zorganizuj sobie raz na jakiś czas 3 dni motywacji, za które sobie serdecznie podziękujesz. 3 dni próby pewnej diety, 3 dni planu treningowego, 3 dni systemu nauki. I za każdym razem kiedy złapie Cię lenistwo... powiedz sobie - Hej! Byle do wieczora. 3 drobne dni do wieczora z pewnością będę sobie bardzo wdzięczny. Za nowe doświadczenia, przeżycia jak i zmianę, która wyjdzie mi na plus. Duży plus!
3 dni... do wieczora... to system nie tyle samorozwoju co motywacji i nagłej zmiany podejścia. Słuchając o nim wykładu przypominają mi się wspaniałe słowa "Today i will do what others won't... so tomorrow i can do what others can't". Dosyć często łapię się na głupim - od jutra biorę się za siebie. Oczywiście następnego dnia o wszystkim zapominam. Wprowadzam swoje stare sposoby czy też nowe o których gdzieś wyczytałem, ale wciąż czegoś mi brakuje. Kiedy chwyci mnie lenistwo, dojdzie przemęczenie i ciężko jest ruszyć się i wziąć za coś, szukając usilnie usprawiedliwień i wymówek, nadchodzi... no właśnie. Technika ta została lekko podrasowana przez moje doświadczenia z kilku lat prób i przeszło roku pisania tutaj :)
Wiele systemów samorozwoju zapomina o ważnym elemencie, jakim są namacalne, naoczne dowody naszego progresu. Zdecydowana większość osób po prostu wymięka po kilku dniach nie mając ewidentnie czarno na białym udowodnionego jak wiele osiągnęli. Na początku więc napisz listę rzeczy na których Ci zależy. Najlepiej zacząć ją od prostych kroków "choć raz wyjdę pobiegać" dodając kilka szczebelków więcej - "przez jeden miesiąc będę biegał", "Wkręcę w bieganie znajomego" nie szczędząc sobie śmiałych postanowień typu "choć raz wezmę udział w miejskim maratonie". Musi to być nasza drabinka z kilkoma niezbyt wysoko usytuowanymi szczebelkami. Sposób ten jest sprawdzony i bardzo popularny w branży gier. Opisane szczebelki są tam archivementami, czy levelami. A więc widzimy progres i zmierzamy naprzód.
Do pisania listy podejdźmy wypoczęci, nie szalejąc zbytnio z planami. Później zawsze można jeszcze coś dopisać. Moja aktualnie liczy 61 pozycji, w tym i najprostsze rzeczy "wyzdrowieć" z aktualnie lekkiego przeziębienia, czy kupić nowe butki do biegania, na które pieniążki są już odłożone. Najważniejsze aby już na samym początku zacząć odhaczać pozycje, widzieć nasz progres.
Warto zastanowić się nad swoimi planami i tym co dla nas będzie najlepsze. Ja przykładowo zapisałem sobie wykonanie choć jednego wartościowego kursu, poszerzając swoje horyzonty czy naukę odczytywania rosyjskich liter :)
Odnośnie rzeczy, które nie przyjdą z dnia na dzień (nauka języka, rzucenie nałogu) polecam rozpisać sobie kilka pozycji na zasadzie - nie palę/uczę się przez tydzień systematycznie... przez miesiąc... przez 2 miesiące...
A kiedy zabraknie Ci wyraźnej motywacji, siądziesz przed telewizorem wzdychając na nawał obowiązków, powiedz sobie - Do wieczora! - odwalę to wszystko zaledwie do końca dnia, ile będzie mi się chciało, co mogę, to zrobię. I tak przez 3 dni, zaledwie trzy dzionki. Nie zapominając o odpoczynku oczywiście, ale pomijając marnotrawienie czasu. Przeglądasz w sieci stronki typu demotywatory czy wykop? Zamiast brnąć po kilkanaście stronek, przejrzyj tylko po jednej. A więc zorganizuj sobie raz na jakiś czas 3 dni motywacji, za które sobie serdecznie podziękujesz. 3 dni próby pewnej diety, 3 dni planu treningowego, 3 dni systemu nauki. I za każdym razem kiedy złapie Cię lenistwo... powiedz sobie - Hej! Byle do wieczora. 3 drobne dni do wieczora z pewnością będę sobie bardzo wdzięczny. Za nowe doświadczenia, przeżycia jak i zmianę, która wyjdzie mi na plus. Duży plus!
wtorek, 28 stycznia 2014
Słodkie szczęście
Mroźno choć biało. Szaro ale przyjemnie. Dziś zatrzymałem się w miejscu i obejrzałem za siebie. Straciłem starą dobrą formę, kondycje i motywacje do rozwoju. Coś się kończy i coś zaczyna. Stojąc rano przed oknem z gorącą kawą w ręku, wpatrzony w biało-biały obraz, bez nacisku, pośpiechu i zmartwień. Zrozumiałem to co wiedziałem od zawsze, czyli po raz tysięczny - każdy jest inny. Zaraz... źle to ująłem... każdy jest cholernie inny! w końcu ileż można to wałkować i W KOŃCU ile razy można obserwować niemożność pojęcia tego przez innych. W sumie to z racji naszej odrębności interpretacji tego tekstu może być wiele, niezależnie nawet od treści. Ktoś się zachwyci, ktoś wyśmieje, inny pominie, niektórzy przeczytają i zapomną ;) dlatego tym razem zmierzam do jasnego, wyrazistego przekazu. Jak śnieg. Dla każdego biały i zimny. Szczęście o którym wylałem hektolitry tekstu, ta prawdziwa czysta radość kryje się w nas (nic nowego). Z racji rozumu zajętego codziennymi mediami nie znamy siebie (również nowości nie powiedziałem). Sto miliardów największych guru, jeden większy od drugiego zakrzywiają innym pojęcie. Tak naprawdę nie musimy siebie znać. Zgłębiać siebie, swoje emocje, smutki, rozkładać na czynniki pierwsze i z zapałem pracować. Tworzyć z siebie i swojego rozumu schemat. Zapisywać swoje zachowania w postaci kilku możliwości. Czyniąc siebie pilotem, gdzie wystarczy tylko wcisnąć guzik. Robotem... androidem...
Ale przecież my tego nie chcemy. Kto zamyka siebie w schematach? Jedynie tchórze i słabi, potrzebujący tego guzika aby uciszyć swoje wady. Właśnie wady... bo one tutaj stanowią powód samorozwoju. Może i nie dokładnie te typowe wady a wszelkie negatywne emocje przyczepione do naszych umiejętności. Jeszcze... jeszcze... jeszcze! do idealności, lepsi od innych, nie tracąc życia, coś robić opłacalnego. Nie neguje takiego zachowania a wychodzę z gorącą propozycją.Czas na trochę słów prawdy prawdy :)
Najlepszym jest dla nas coś idealnie współgrającego ze sobą. Te wyczucie, ta chemia. Gdzie człowiek wczuwa się w to co robi i zadziwia, zachwyca innych. I jak myślisz czy to wszystko opiera się na schematach? Czy robot może stworzyć coś przepięknego, wykreować niepowtarzalną, unikalną rzecz? Poprzez niecodzienne, nietypowe zachowania rozkochać w swoich akcjach zainteresowanych? No jasne że nie! A więc wyluzuj się teraz i polub nieznane, bezkształtne, nieograniczone. Bo tylko takie coś może być idealne. Kiedyś pisałem o zrobieniu codziennie coś innego, nieprzewidywalnego aby nie wpaść w rutynę. Dziś uzupełnię to słowami -
pamiętaj aby nie zamykać się w typowych okrojonych schematach. Bądź nieprzewidywalny, płynny i pełen przy tym radości. Bądź jak woda... gdzie obowiązki są jak kamienie, których nie omijasz a dopasowujesz się do nich ;) zaś problemy jak luźny grunt, który rozerwiesz, rozszarpiesz i pozbędziesz się ich aby już nie zastawiały Ci drogi. I pamiętaj... jesteś nie wielkimi kroplami wody które mogą roztrzaskać się na pierwszej lepszej przeszkodzie a płynną, bez określonej formy, nieprzewidywalną, spokojną jednością... istotą czystego szczęścia.
Ale przecież my tego nie chcemy. Kto zamyka siebie w schematach? Jedynie tchórze i słabi, potrzebujący tego guzika aby uciszyć swoje wady. Właśnie wady... bo one tutaj stanowią powód samorozwoju. Może i nie dokładnie te typowe wady a wszelkie negatywne emocje przyczepione do naszych umiejętności. Jeszcze... jeszcze... jeszcze! do idealności, lepsi od innych, nie tracąc życia, coś robić opłacalnego. Nie neguje takiego zachowania a wychodzę z gorącą propozycją.Czas na trochę słów prawdy prawdy :)
Najlepszym jest dla nas coś idealnie współgrającego ze sobą. Te wyczucie, ta chemia. Gdzie człowiek wczuwa się w to co robi i zadziwia, zachwyca innych. I jak myślisz czy to wszystko opiera się na schematach? Czy robot może stworzyć coś przepięknego, wykreować niepowtarzalną, unikalną rzecz? Poprzez niecodzienne, nietypowe zachowania rozkochać w swoich akcjach zainteresowanych? No jasne że nie! A więc wyluzuj się teraz i polub nieznane, bezkształtne, nieograniczone. Bo tylko takie coś może być idealne. Kiedyś pisałem o zrobieniu codziennie coś innego, nieprzewidywalnego aby nie wpaść w rutynę. Dziś uzupełnię to słowami -
pamiętaj aby nie zamykać się w typowych okrojonych schematach. Bądź nieprzewidywalny, płynny i pełen przy tym radości. Bądź jak woda... gdzie obowiązki są jak kamienie, których nie omijasz a dopasowujesz się do nich ;) zaś problemy jak luźny grunt, który rozerwiesz, rozszarpiesz i pozbędziesz się ich aby już nie zastawiały Ci drogi. I pamiętaj... jesteś nie wielkimi kroplami wody które mogą roztrzaskać się na pierwszej lepszej przeszkodzie a płynną, bez określonej formy, nieprzewidywalną, spokojną jednością... istotą czystego szczęścia.
piątek, 10 stycznia 2014
Bezcenna umiejętność, krótko o wartości i drobna refleksja
najlepsze zostawiam zawsze na koniec ;)
Człowiek uczy się na błędach... w dobie internetu gdzie mamy wszystko na wyciągnięcie ręki - ciekawostki, bzdury i wartościowe rady - wszystko miesza się ze sobą zlewając w jedną wartość. Bolało mnie swoim czasie jak przez to wszystko nie dostrzegamy pewnych pięknych wartości dla zrozumienia i poznania których niektórzy poświęcili coś bezcennego - kawał swojego życia. Jak podchodzimy do większości książek, artykułów czy też blogów o samorozwoju? Jestem przekonany że z pewnym dystansem traktując wszystko jako ciekawostkę nie wnoszącą zbyt wiele w nasze życie. Jednak co za tym się tak naprawdę kryje? Wielu wybitnych osobistości poświęciło swoje życie na badania, zrozumienie wielu spraw, opisanie ich i zaprezentowanie każdemu zainteresowanemu. Mamy niesamowitą okazje pojąć sprawy w kilka godzinek - zależy jak obszerna jest książka i oszczędzić sobie czasami nawet i lata na uporanie się samemu z tym. Dobra, człowiek mądry po szkodzie, sam musi na swojej skórze coś poczuć aby to pojąć. Jak dziecko które dopóki nie sparzy się, nie zrozumie prostego słowa "siii gorące, nie ruszaj". Rady starszych prędzej czy później po uprzednim zignorowaniu powracają kopiąc nas w tyłek. To jest chyba oczywiste.
Nie twierdzę aby rzucać się na książkę i czcić zawarte w niej słowa (skrajności są dosyć popularne) a po prostu uszanować dobrą lekturę i docenić autora.
Druga rzecz która będzie po części nawiązywała i do mojej nieobecności tutaj... czasami należy lekko przyhamować i złapać oddech. Dotychczas pisałem o rozwoju, pędzeniu na przód itd. jednak wszystko w odpowiednich dawkach.
"Lepiej z głupim znaleźć niż z mądrym zgubić"
Chcesz być mądry i nieszczęśliwy czy głupi i nie przejmować się niczym? Mądrość umarła, niech żyje mądrość - patrząc na obecne czasy. A więc w myśl filozofów człowiek chce być szczęśliwy, smutek to zło. Co za tym idzie mądrość to też zło? Karmieni jednak poczuciem wyższości inteligencji naszej nad innymi niedouczonymi produkujemy w sobie syntetyczne szczęście? Żyjmy i rozwijajmy się rozważnie. Tutaj wychodzi moje przekonanie o zgubnej wartości wiedzy i rozwoju nauki. Im mniej wiesz tym lepiej. Zazdroszczę beztroski zwierzętom, dla których śmierć, choroby psychiczne, problemy społeczne, polityczne, religijne nie istnieją. Nie potrzebują sensu życia, głębokiej motywacji i modlitw aby być w pełni szczęśliwe. Wiedza i nauka jest matką stresu, chorób psychicznych i nerwicy. Wiem o czym mówię bo z ostatnim cholerstwem miałem niestety do czynienia. Za przeproszeniem na cholerę to wszystko nam. Oczywiście życie weryfikuje boleśnie takie poglądy. Nie odbiera nam jednak swojej wolności i swobody (przynajmniej jeszcze). Czy tylko mnie ruszają wpatrzeni całe godziny w telefon, komputer ludzie? Albo moje ulubione - osóbki które dzięki rozwojowi nauki nie mają zajęcia. Wszystko za nas robią maszyny. Zamiast spaceru - samochód, gotowania - fast-food, zakupy online, spotkania towarzyskie przed komputerem, telewizorem. Jak mnie bawi kiedy widzę że ktoś niema co robić. Zaczyna marudzić, narzekać, pojawia się stres, nerwy, choroby i wszystko już samo toczy się dalej... true story. A już całkiem dobijają mnie nielegalne zagrywki ze wszystkich stron - kościół straszy opętaniem (spytajcie się psychologa jakie z tym są jaja... szkoda gadać), reklamy wmawiają nam choroby (ktoś trafił na przerwę reklamową bez wzmianki o lekach? zaksięgowane z notką "niemożliwe"). Zwracajmy na to uwagę... to w końcu działa potajemnie wżerając się w nas i bez pytania mącąc w głowie.
A więc dosyć marudzenia. Ostatnio dałem wam umiejętność pozbywania się negatywnych emocji. Dzisiaj w ramach przeprosin za długą nieobecność postaram się wynagrodzić to kolejną niesamowitą umiejętnością! Kiedy już oczyścimy się z nerwów czas napełnić się pozytywną energią. Czyż nie? A więc sposób czerpania pozytywnej energii jest słodko prosty. Zarzuć coś na siebie, otwórz okno, drzwi lub coś dla odważniejszych - wyjdź na dwór i weź kilka głębokich wdechów, wczuwając się w świeże powietrze. Dla osób z zanieczyszczonym, miejskim eterem - o ile sąsiad nie pali w piecu śmieciami, czy zlokalizowana w pobliżu fabryka nie generuje chmury smrodu - postarajcie się poczuć orzeźwiający chłodek. Nie myśląc o niczym kilka głębokich wdechów i ten otrzeźwiający chłodek. Niema nic lepszego. Ryzykanci! Zróbcie kilka kroków przed siebie robiąc krótki spacerek. I tak codziennie! Dużo się mówi o zdrowotnych wartościach spacerowania, nie mamy jednak zazwyczaj siły po pracy czy czasu aby łazić, więc chociaż powdychajmy świeżego powietrza. Koszt - mniej niż zero a za to zobaczycie ile wam to da. Oczywiście dla marudów i narzekaczy gdzie nawet baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, jeżeli ktoś chce poczuć się lepiej, a jeżeli już idzie odetchnąć świeżym powietrzem (jakie by ono nie było) to tak jest! to pozostawcie sobie negatywne myśli i słowa na inną okazje. Chcesz naładować się pozytywnie? Wstawaj i do okna, drzwi, na podwórze! Pozdrawiam ;)
Człowiek uczy się na błędach... w dobie internetu gdzie mamy wszystko na wyciągnięcie ręki - ciekawostki, bzdury i wartościowe rady - wszystko miesza się ze sobą zlewając w jedną wartość. Bolało mnie swoim czasie jak przez to wszystko nie dostrzegamy pewnych pięknych wartości dla zrozumienia i poznania których niektórzy poświęcili coś bezcennego - kawał swojego życia. Jak podchodzimy do większości książek, artykułów czy też blogów o samorozwoju? Jestem przekonany że z pewnym dystansem traktując wszystko jako ciekawostkę nie wnoszącą zbyt wiele w nasze życie. Jednak co za tym się tak naprawdę kryje? Wielu wybitnych osobistości poświęciło swoje życie na badania, zrozumienie wielu spraw, opisanie ich i zaprezentowanie każdemu zainteresowanemu. Mamy niesamowitą okazje pojąć sprawy w kilka godzinek - zależy jak obszerna jest książka i oszczędzić sobie czasami nawet i lata na uporanie się samemu z tym. Dobra, człowiek mądry po szkodzie, sam musi na swojej skórze coś poczuć aby to pojąć. Jak dziecko które dopóki nie sparzy się, nie zrozumie prostego słowa "siii gorące, nie ruszaj". Rady starszych prędzej czy później po uprzednim zignorowaniu powracają kopiąc nas w tyłek. To jest chyba oczywiste.
Nie twierdzę aby rzucać się na książkę i czcić zawarte w niej słowa (skrajności są dosyć popularne) a po prostu uszanować dobrą lekturę i docenić autora.
Druga rzecz która będzie po części nawiązywała i do mojej nieobecności tutaj... czasami należy lekko przyhamować i złapać oddech. Dotychczas pisałem o rozwoju, pędzeniu na przód itd. jednak wszystko w odpowiednich dawkach.
"Lepiej z głupim znaleźć niż z mądrym zgubić"
Chcesz być mądry i nieszczęśliwy czy głupi i nie przejmować się niczym? Mądrość umarła, niech żyje mądrość - patrząc na obecne czasy. A więc w myśl filozofów człowiek chce być szczęśliwy, smutek to zło. Co za tym idzie mądrość to też zło? Karmieni jednak poczuciem wyższości inteligencji naszej nad innymi niedouczonymi produkujemy w sobie syntetyczne szczęście? Żyjmy i rozwijajmy się rozważnie. Tutaj wychodzi moje przekonanie o zgubnej wartości wiedzy i rozwoju nauki. Im mniej wiesz tym lepiej. Zazdroszczę beztroski zwierzętom, dla których śmierć, choroby psychiczne, problemy społeczne, polityczne, religijne nie istnieją. Nie potrzebują sensu życia, głębokiej motywacji i modlitw aby być w pełni szczęśliwe. Wiedza i nauka jest matką stresu, chorób psychicznych i nerwicy. Wiem o czym mówię bo z ostatnim cholerstwem miałem niestety do czynienia. Za przeproszeniem na cholerę to wszystko nam. Oczywiście życie weryfikuje boleśnie takie poglądy. Nie odbiera nam jednak swojej wolności i swobody (przynajmniej jeszcze). Czy tylko mnie ruszają wpatrzeni całe godziny w telefon, komputer ludzie? Albo moje ulubione - osóbki które dzięki rozwojowi nauki nie mają zajęcia. Wszystko za nas robią maszyny. Zamiast spaceru - samochód, gotowania - fast-food, zakupy online, spotkania towarzyskie przed komputerem, telewizorem. Jak mnie bawi kiedy widzę że ktoś niema co robić. Zaczyna marudzić, narzekać, pojawia się stres, nerwy, choroby i wszystko już samo toczy się dalej... true story. A już całkiem dobijają mnie nielegalne zagrywki ze wszystkich stron - kościół straszy opętaniem (spytajcie się psychologa jakie z tym są jaja... szkoda gadać), reklamy wmawiają nam choroby (ktoś trafił na przerwę reklamową bez wzmianki o lekach? zaksięgowane z notką "niemożliwe"). Zwracajmy na to uwagę... to w końcu działa potajemnie wżerając się w nas i bez pytania mącąc w głowie.
A więc dosyć marudzenia. Ostatnio dałem wam umiejętność pozbywania się negatywnych emocji. Dzisiaj w ramach przeprosin za długą nieobecność postaram się wynagrodzić to kolejną niesamowitą umiejętnością! Kiedy już oczyścimy się z nerwów czas napełnić się pozytywną energią. Czyż nie? A więc sposób czerpania pozytywnej energii jest słodko prosty. Zarzuć coś na siebie, otwórz okno, drzwi lub coś dla odważniejszych - wyjdź na dwór i weź kilka głębokich wdechów, wczuwając się w świeże powietrze. Dla osób z zanieczyszczonym, miejskim eterem - o ile sąsiad nie pali w piecu śmieciami, czy zlokalizowana w pobliżu fabryka nie generuje chmury smrodu - postarajcie się poczuć orzeźwiający chłodek. Nie myśląc o niczym kilka głębokich wdechów i ten otrzeźwiający chłodek. Niema nic lepszego. Ryzykanci! Zróbcie kilka kroków przed siebie robiąc krótki spacerek. I tak codziennie! Dużo się mówi o zdrowotnych wartościach spacerowania, nie mamy jednak zazwyczaj siły po pracy czy czasu aby łazić, więc chociaż powdychajmy świeżego powietrza. Koszt - mniej niż zero a za to zobaczycie ile wam to da. Oczywiście dla marudów i narzekaczy gdzie nawet baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, jeżeli ktoś chce poczuć się lepiej, a jeżeli już idzie odetchnąć świeżym powietrzem (jakie by ono nie było) to tak jest! to pozostawcie sobie negatywne myśli i słowa na inną okazje. Chcesz naładować się pozytywnie? Wstawaj i do okna, drzwi, na podwórze! Pozdrawiam ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)